piątek, 20 października 2017

Początek legendy



     - Poruczniku nasz „śpiący królewicz” właśnie się budzi!
    Jak z tunelu wyrwał Michała głos. Otworzył oczy.
Kręciło mu się w głowie i miał problemy z ostrością widzenia. Dostrzegł, że znajduje się na zrobionym z gałęzi posłaniu,
z rozciągniętą karimatą. Przykryty był kocem termicznym. Leżał wśród grubych korzeni rozłożystego, kilkusetletniego dębu. Na skraju niewielkiej polany. Popatrzył
w prawo. Kilkadziesiąt metrów dalej urywał się ląd. Za nim widoczna była błękitna tafla wody, ograniczona grubą brunatno zieloną linią lądu, zamykającego zatokę. Kilka metrów dalej tliło się ognisko. Jak przez mgłę dostrzegł jakiegoś An’hariela w zbroi Cherubinów. Podobnej do tych, jakie nosili żołnierze Baalela. Stwierdził
na gorąco, że to są złoczyńcy, wysłani przez Satanaela by go dobić. Zerwał się na równe nogi złapał siedzącego nad nim rycerza. Wyciągnął mu z pochwy miecz i odepchnął go.
     Żołnierz wpadł na towarzyszy. Cherubin z trudem utrzymał równowagę, pochwycony przez kilka par rąk.
     Michał był jeszcze zamroczony. Ciężko przychodziło mu rozpoznanie twarzy. W mig otoczyli go żołnierze.
     - Cofnąć się! – Warknął „ciemnowłosy” An’hariel.
    Osobnik w oficerskiej zbroi dobył miecza. Pierwsze co zaskoczyło Serafina to kształt głowni. Była wygięta i zdecydowanie odróżniała się od tych, jakie stosowali Cherubini w gwardii serafickiej.
    Powoli świadomość wracała. Coraz wyraźniej dostrzegał kontury. Kształt twarzy,
oraz postura osobnika stojącego naprzeciw niego wydał mu się znajoma. Jednak inna
niż Baalela. Narodziły się pytania.
     - Chwila. – Powiedział. – Skoro byłem nieprzytomny, dlaczego mnie nie dobiliście?
     - A dlaczego mielibyśmy to zrobić? – Spytał oficer.
      Michael przyjrzał się uważnie Cherubinowi. Przypomniał sobie, gdzie widział tę twarz
i do kogo ona należała.
     - Ty jesteś Gabriel – powiedział.
     - Zgadza się Serafinie. – Rzekł Cherubin. – Kiedyś widziałem cię na pokazie szermierki w Eden. Lecz nie pamiętam, byśmy byli oficjalnie sobie przedstawieni...
     - Ciężko było przeoczyć twój tryumfalny wjazd do fortu z pojmanym Nefilimem…
Ma się ten dar, zwracania na siebie uwagi – uśmiechnął się Gabriel.
     - Uznajmy, że oficjalną prezentację mamy już za sobą. – Rzekł Michał. – Co teraz zrobimy?
     - Proponuję byś odłożył broń – oznajmił Cherubin. – Inaczej będę musiał narobić ci wstydu rozbrajając na oczach tych wszystkich an’hariel.
     - Ty chcesz rozbroić mnie? – parsknął serafin. – Lepiej uważaj, bym ja cię nie ośmieszył przed twoimi podwładnymi.

     - Nie ma szans – uśmiechnął się krzywo Gabriel. – A jak nawet, to co cito da? Rozejrzyj się, jesteś okrążony, jeżeli nawet byś zdołał mnie powalić (co jest raczej niemożliwe) nie zdołasz uciec.
     Faktycznie, jakby przyszło co do czego, Michał nie miałby najmniejszych szans na ucieczkę. W dodatku pamiętał, że Rafael wspominał, o tym młokosie. Mówił, że Gabriel to jego wierny przyjaciel. Tym niemniej zastanawiające było to, że porucznik zdawał się nie wiedzieć nic na temat jego współpracy z pułkownikiem cherubinatu.
     - Nie wiem, czy mogę wam zaufać – powiedział Serafin. – Z czyjego rozkazu przybywacie?
     - Jak to z czyjego? Komendanta fortu Marboela – stwierdził oficer. – Prowadzimy zwiad.
     - Rafael nic ci nie powiedział? – upewnił się Serafin.
     - O czym? – spytał Cherubin. – Wezwał mnie do siebie, ale nie zdążyliśmy pogadać, bo dostałem rozkaz natychmiastowego wymarszu. Od kilku dni Rafał zachowuje się nieco dziwnie. Zamyka się w swoim biurze i coś „dłubie”. Powiedział, że podzieli się tym nad czym pracuje, jak będzie miał jakieś konkrety. Nie zdradził jednak, co miał na myśli. Coś mi mówi, że ty możesz to wiedzieć…
    Michał wolał nie ujawniać szczegółów prowadzonego śledztwa dopóki nie upewni się, że Cherubin nie jest jednym ze spiskowców.
      - Nie znamy się na tyle, bym miał zdradzać ci wszystkie sekrety – rzekł. – Skąd mam mieć pewność, że nie pracujesz dla Sa’ela?
      - Teraz wszyscy dla niego pracują – parsknął Cherubin. – Nie powiem, żeby mi to pasowało…
      - Jak to? – Zdziwił się Serafin.
      - No, tak… Ty tego nie wiesz, bo przez co najmniej dwa dni leżałeś nieprzytomny na skale, przy urwisku. Tam cię znaleźliśmy… Odłóż broń. –Rzekł Gabriel, chowając swój hatamak do pochwy. – Widzę, że musimy porozmawiać – stwierdził. – Nikt cię tu nie skrzywdzi. Daję na to moje słowo – Powiedział do Michała, po czym zwrócił się do podkomendnych. – Zostawcie nas samych!
     Cherubini posłusznie odeszli od dębu. Rozproszyli się po polanie wracając do swych zajęć. Gabriel siadł po turecku na ziemi.
     Michał odstawił miecz tak, by w razie czego mieć go pod ręką. Następnie usiadł na posłaniu.
      - Dlaczego powiedziałeś, że wszyscy pracują dla Sa’ela? – zapytał.
      - Bo tak to wygląda na dzień dzisiejszy – wzruszył ramionami porucznik. – nie powiem, by mi to specjalnie pasowało… Dobra, streszczę ci krótko, co się wydarzyło przez ostatnich parę dni: Trzy doby temu do fortu dotarły pierwsze frontowe oddziały. Wraz z nimi przybył Raguel. Generał był ciężko ranny, to też nie mógł dowodzić obroną. W obozie zapanował chaos. A wróg stał już u bram.
     Komendę nad zdezorganizowanymi obrońcami przejął Sa’el. Żebyś to widział – rzekł z sarkastycznym uśmiechem Gabriel – Wskoczył na mury. Zaczął patetycznie wykrzykiwać rozkazy rodem z podręcznika. Grzmiał, mobilizował, nawoływał. Widząc to byłem przekonany, że przy takim dowódcy jest już po nas. A tu wydarzyła się rzecz niezwykła: Zajęliśmy pozycje i czekaliśmy aż wróg znajdzie się w naszym polu ostrzału. Sa’el nie zważając na kanony działań wojennych wskoczył na barbakan i nakazał strzelać. Było to kompletnie nielogiczne, gdyż nieprzyjaciel na dobrą sprawę znajdował się po za zasięgiem skutecznego ognia. Jeszcze większe było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że po tej „kanonadzie” wróg zaczął się wycofywać.
    - Jakoś mnie to nie dziwi – mruknął Michał pod nosem. – Co było dalej?
    - Dla mnie, Rafała, Marboela był to dziwaczny pokaz braku znajomości taktyki wojennej. Zupełnie nie rozumiem zachowania gigantów. Brama była otwarta, zasieki zostały zdjęte, dla ułatwienia odwrotu jednostkom frontowym. Cofające się odziały przecinały nam linie ostrzału. Mieli nas jak na widelcu. Mimo to wycofali się po żałosnej strzelaninie, która nie wiem, czy zakończyła się jakimkolwiek trafieniem wroga.
   - Bo to nie było przedstawienie zorganizowane dla was. – Stwierdził Michał. – Ono zostało zainscenizowane dla Serafinów.
   - No, to podziałało świetnie – rzekł Gabriel. – Zaraz po odparciu ataku okazało się, że ranny Raduel nie może dowodzić armią. K tóryś z wicemarszałków rzucił pomysł by komendę nad wojskiem objął właśnie Sa’el. Pozostali nie bacząc na to, w której frakcji się aktualnie znajdują przyklasnęli i tak oto Sa’el stał się „Naczelnikiem Królestwa Edenu”.
    - To fatalnie. – Westchnął Michał.
    - No masz rację. – Przyznał Gabriel. – Zaraz po objęciu władzy przez Sa’ela Baalel przyniósł jakieś rzekome dowody na „zdradę stanu”. Ponoć ty stałeś się jej ofiarą. W efekcie aresztowano wielu Serafinów i rozwiązano Serafiat, zastępując go „Radą Tymczasową”. W jej skład weszli najbardziej zaufani współpracownicy nowego przywódcy. Tak więc nie pozostał się nikt, kto mógłby stanowić opozycję dla naczelnika. Także w Cherubinacie szybko zaczęto wdrażać zmiany. Powołano „Sztab Kryzysowy”. Naczelnym dowodzącym został mianowany, dawny komendant ochrony Serafiatu.
   - Baalel – mruknął Michał.
   - Dokładnie – przyznał porucznik. – sprawa mocno „śmierdziała” dlatego też Marboel polecił mi, bym poszukał twojego ciała i zbadał okoliczności w jakich… hm… zginąłeś… Nie było łatwo cię odnaleźć. Wszędzie kręcą się giganci. To, że tu dotarliśmy było dziełem przypadku. Na trakcie wiodącym do Will A’Olen Maenor jeden z moich żołnierzy dostrzegł niewielki, błyszczący przedmiot, poniewierający się w piachu. To była spinka.
   Michał odruchowo sprawdził kołnierz swojego płaszcza. Był pusty.
   - Znaczek członka Serafiatu – stwierdził.
   Porucznik sięgnął do rękawicy i wyciągnął połyskującą plakietkę. Podał ją serafinowi.
   - Ten? – Zapytał.
   - Tak – przyznał Michael.
    - Leżał nieopodal zejścia do niewielkiego jaru – ciągnął dalej Gabriel. – Wokół roiło się od śladów. Nie były to jednak ślady Nefilimów, jak sugerował Baalel. Pozostawiły je pojazdy Cherubinów. Po nich dotarliśmy nad urwisko. Widać było, że ktoś w pośpiechu sprzątał tu po małej jatce. Zrobił to jednak mało dokładnie. Dzięki temu dotarliśmy na skraj urwiska i na dół, do tafli zatoki. Leżałeś w małej, wyżłobionej przez wodę szczelinie. Na szczęście okazało się, że żyjesz, choć twoja energia była na wyczerpaniu. Jeszcze parę godzin i byłoby po tobie…
   - Miałem szczęście – stwierdził Serafin.
   - No, owszem – przyznał Gabriel.
   - Mam jedno pytanie:
   - Tak, słucham?
   - Skoro widzicie co się dzieje, to dlaczego służycie Sa’elowi?
   - Bo jesteśmy cherubinami. – Wzruszył ramionami Gabriel. – Naszym przeznaczeniem jest służba „Wiecznemu Królestwu”. Nie sprawujemy, ani nie ustalamy władzy. My tylko służymy rządzącym.
   - Piękna formułka – parsknął Serafin. – Tyle teoria, ja jednak widziałem twoje akta…
   - No, zdarzyło mi się parę „wpadek” – powiedział z szelmowskim uśmieszkiem Gabriel. Następnie całkiem poważnie dodał. – Jest wielu, którym nowy układ nie odpowiada ale brakuje kogoś, kto by dał znak i ich poprowadził…
   - Gdzie jest teraz Sa’el? – zapytał Michał
   - Pozostał tutaj. Do Edenu, jako swojego przedstawiciela posłał Szemhazjela.
   - Koniecznie muszę dostać się do fortu.
   - Po co? Sądząc po tym, co stało się z innymi serafinami. To niezbyt roztropny pomysł… Może lepiej będzie jak zaszyjesz się gdzieś na wyspie a ja przekażę wieści od ciebie komu trzeba…
   - Nie ma czasu na pierdoły. – machnął ręką serafin. – Muszę natychmiast spotkać się z Rafaelem w cztery oczy…
   - Powiesz o co chodzi?
   - Nie. – Pokręcił przecząco głową. – Póki co, im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie.
   - No dobra. – Wzruszył ramionami porucznik. – Wracaj z nami. Jakoś cię wprowadzimy. Mam jeden pomysł…
   - Tak? – Zdziwił się Michał. – Jaki?
   - Zobaczysz. – Młody oficer odwrócił się do podwładnych. – Przynieść tu tego, co go wykopaliście w jarze!
   Nie minęła minuta. Dwóch Cherubinów przytaszczyło podłużny, biały, owinięty cienkim sznurem worek w kształcie ciała. Serafin domyślił się, że znajdują się w nim zwłoki. Położyli owy pakunek na ziemi, obok Gabriela. Porucznik podniósł się z trawy. Podszedł do nieboszczyka, rozsupłał sznur i odwinął płótno.
   Widok, jaki ukazał się an’hariel był delikatnie rzecz ujmując nieciekawy. Wewnątrz znajdowała się postać w brudnej, zabłoconej zbroi. Osobnika pokrywała dziwna, cuchnąca, galaretowata maź. Zmieszana z piachem zmieniała się w śmierdzący szlam.
   - Co to jest do cholery? – burknął Michał.
   - Nie widziałeś jeszcze zwłok an’hariel w tym wymiarze? – rzekł Gabriel. – W Thill’All Enderen nasze resztki przeobrażają się w świetliste skupisko energii, otaczające błękitny kamień serca. Tutaj po śmierci wyglądamy właśnie tak – wskazał na owinięte całunem ciało.
   - Nie za dobrze – mruknął Michał.
   - Ściągnijcie mu zbroję – rozkazał porucznik podkomendnym. – Oczyśćcie ją i poodrywajcie insygnia gwardii ochrony.
   Odwrócił się do Serafina.
   - A ty się rozbieraj – nakazał.
   - Co? – parsknął Michael. – chyba nie chcesz, żebym założył to coś? – Wskazał upaćkany mazią pancerz.
   - A masz lepszy pomysł? – odrzekł Gabriel. – Przebierzemy cię w zbroję Cherubinów. Wjedziesz do twierdzy, jako jeden z moich żołnierzy. To ciało odziejemy w twoje rzeczy i przywieziemy do fortu.
    - A jak ktoś sprawdzi kod znacznika genetycznego? – Spytał Serafin.
    - No cóż, ten fortel to gra na zwłokę. – wzruszył ramionami Cherubin. – Jeżeli twoi wrogowie będą myśleli, że jesteś martwy, to będzie szansa, że na chwilę stracą czujność. Będziemy potrzebowali trochę twojej krwi i może włosów aby oszukać skaner przy wstępnych oględzinach. – Przyjrzał się Serafinowi. – Z resztą, jakbyś ogolił głowę, to zmieniłbyś przy okazji nieco swój wygląd... Testy szczegółowe trochę potrwają. Będziecie mieli z Rafaelem chwilkę, by ustalić, co dalej chcecie zrobić.
    Gabriel nachylił się do Serafina i cicho szepnął:
    - Jakby co, możesz liczyć na mnie i moich żołnierzy…
    - Liczyć w czym?
    - Daj spokój Michaelu jesteś jednym z najznamienitszych Serafinów. an’hariel cię szanują i podziwiają. – Kontynuował zniżonym głosem Cherubin – Kiedy pozostali siedzą w areszcie jedynie ty możesz położyć kres tej paranoi, jaką funduje nam Sa’el.
    - Jestem jedynie skromnym urzędnikiem państwowym. – Pokręcił głową Michał. – Żaden ze mnie wódz.
    - Nie masz wyjścia – stwierdził Gabriel. – Eden zginie, jeżeli czegoś nie zrobimy. Jest wielu Cherubinów, którym nie podobają się rządy Sa’ela i jego „Rady Tymczasowej”. Ale bez silnego przywódcy nic nie zwojujemy.
    - A Raguel? Albo Lucyfer? Rafał?
    - Daj spokój – machnął ręką młody oficer – jeżeli na czele powstania stanąłby którykolwiek z Cherubinów propaganda rządowa zaraz okrzyknęłaby to puczem wojskowym, zorganizowanym przez grupę niezadowolonych z odsunięcia od władzy oficerów. Tylko serafin może zjednoczyć wszystkich uczciwych an’hariel przeciwko złu, płynącemu z nowej władzy. My, ze swojej strony możemy zapewnić ci poparcie w armii. Nie możemy jednak stanąć na czele rewolty.
     - My? To znaczy kto?
     - No – mruknął młody oficer. – Ja, Rafael, Lucyfer…
     - Trochę mało, by cokolwiek wskórać. – Michał wstał, uśmiechnął się. – Źle cię oceniłem – stwierdził.
     - Co masz na myśli? – zdziwił się Gabriel.
     - Miałem cię za pozbawionego zasad awanturnika – rzekł Serafin. – A tak naprawdę jesteś naszpikowanym ideałami rewolucjonistą… Nie wiem, czy to dobrze... Póki co chciałbym porozmawiać z kimś, kto pewniej stąpa po ziemi. Zaprowadź mnie do Rafała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz