czwartek, 29 czerwca 2017

Pan Podziemia


Część II
    
  I powiedział posłaniec Chaosu. 
Zabiorę teraz magiczny kamień, 
 i każę mu mnie posłuchać. 
A kamień posłuchał i otworzył 
otchłań. Przez Czarną Bramę 
przyszli tacy sami jak on. 
I po świecie rozeszli się, 
by dzieło Ana plugawić. 
I usłyszeli Anioły wołanie 
z Królestwa Ziemi, żeby 
Belzebuba 
przegnać.  Ale siła jego znaczna 
była. Setkami tysięcy złych 
duchów wsparta. Aż rzekł An
do posłańców 
idźcie i zaprowadźcie ład 
w Królestwie Ziemi. I poszli 
oni do ziemi Szinear. A przewodzili 
im Archanioły. A imiona ich Michael, Temiel, Rafael, Lucyfer, Remiel, Raguel, Mefistoel i 
Surieel 
za Abidiela. A potem przyszyli następni Szatkiel, Baradiel, Szachakiel i Siridiel, którzy życie w boju 
z Belzebubem postradali. 

Sumeryjska legenda, znaleziona w mieście Akszak, spisana pismem klinowym w czwartym tysiącleciu p.n.e.

        Niebo zakrywały grube, ciemnoszare chmury. Błyskawice raz po raz rozcinały ciemność. Padał rzęsisty deszcz. Mokra, odarta z roślinności ziemia zamieniła się w potok grząskiego błota. W oddali ciemną szarość rozdzierał słup ciemnofioletowego światła, który niczym świder borował dziurę 
w niebie. Jego głównym zadaniem było wywołać rozłam w czasoprzestrzeni i utrzymać 
Czarną Bramę – mityczny portal do strefy chaosu.
        Przez wyrwę, do krainy zwanej Szinear przybywały wciąż nowe zastępy pokracznych monstrów z miejsca po za Wszechświatem, zwanego Nahtra Mon Soula.
    Do natarcia na pozycje an’hariel szykowały się ponad dwumetrowe stwory, o brudnej jakby umazanej w sadzy skórze i twarzy stopionej z dwóch, wykrzywionych w grymasie strachu i bólu oblicz. Nazywano ich Lotanami. Nosili folgowe półpancerze i naramienniki, wielkie tasaki 
oraz drzewce, zakończone postrzępionymi grotami do wyrywania mięsa. Za nimi stały Himery 
– pół bestie, pół ludzie ze zwierzęcymi, odartymi ze skóry pyskami, oraz ciałem pokrytym łuską 
i metalem. Uzbrojone w zakrzywione ostrza, wyrastające wprost z przedramion.

   Z lewej strony atakowały z dzikim rykiem Tolekamy. Potężni małpoludzie, posiadający nadzwyczajną, brutalną siłę, odziani w skórę z ćwiekami, uzbrojeni w korbacze, buławy i maczugi. Tiamaty zajmowały prawe skrzydło wojsk Baal Zebula. Były wielkimi bydlętami ze stalową łuską, chroniącą ich cielska lepiej od kolczugi. Na plecach mieli obciągnięte błoną skrzydła. A długi ogon, zakończony jadowym kolcem był ich główną bronią.

    Nieco z tyłu. Na wzgórzu stał Baal ze swoją strażą przyboczną – Asagami. Stworami zbudowanymi z tych, którzy niegdyś byli an’hariel. Ich zdeformowane oblicza, poranione, krwawiące czernią ciała owinięte kolczastymi drutami i zniszczone, kikuty skrzydeł, miały zwiastować,
los, jaki po przegranej spotka całą rasę boskich posłańców.
      Baal na szyi miał sznur, z nawleczonymi, błękitnymi kamieniami. Były to serca, zabitych 
przez demona an’hariel. Dwa z nich, wyjątkowo cenne, należały do Archaniołów. Siridiela 
i Szatkiela.
      Całe wzgórze przyozdabiały włócznie z zatkniętymi klejnotami mocy aniołów.
    W oddali, na odwodzie armii Chaosu widać było smugę energii, utrzymującą Czarną Bramę. Miejsce to ochraniała dywizja Hargionów. Te stwory o humanoidalnej postaci, z oślizłą gadzią skórą dysponowały palącym spojrzeniem, obracającym w pył każdego, kto znalazł się w zasięgu 
jego działania.
    Po przeciwnej stronie stanęły wojska Edenu. Tysiące istot o ludzkich rysach i błyszczących błękitem skrzydłach. Odziani byli w biomechaniczne pancerze wspomagane. Zgrupowani 
w zastępach, czekali na rozkazy. Na wezwanie Ojca do walki stanęło osiem Chórów, dowodzonych przez dziewiąty – Archaniołów. Byli tam serafini Michała, cherubinom przewodził Lucyfer. Mówiących o sobie thon’ariel tronów, prowadziła Surieel. Raguel dowodził aniołami panowania, Temiel – mocy, Remiel kierował chórem władzy. Nie mogło zabraknąć też tych, wyznaczonych 
przez Boga do ochrony Królestwem Ziemi: zwierzchności, dowodzonych przez Rafaela i aniołów Mefistoela.
    Wśród walczących byli też i nowi: Ośmiu członków rady cherubinatu, którzy na czas wojny stawali się Archaniołami legionu. Oni prowadzili do boju tych, którzy podczas pokoju sprawowali 
w Edenie inne funkcje. A byli to: Adirael z chóru tronów, Achonim, przewodzący mocom, cherubin Rimmon. Chór panowania wiódł Sartael, zwierzchnością rządził Rumjal, aniołami Olivier, a Basasael serafinami. Chór władzy reprezentował Asradel.
     Wśród wojska byli też inni. Jak dzierżący tytuł książęcy Gabriel – weteran wojen nefilimskich, który dziwnym zrządzeniem losu trafił do wojsk legionu jako instruktor.
     Armia an’hariel właśnie przegrupowywała się po wykonaniu uderzenia wyprzedzającego. 
Po raz kolejny równinę A’Kon zakryły trupy Hargionów. Ich poświęcenie nie wzruszało wodza wojska Chaosu. Baal Zebul nie zdążył jeszcze sprowadzić do tego świata awangardy swej armii 
a i tak przewaga jego sił nad obrońcami była przytłaczająca. Na każdego an’hariel przypadało czterech żołnierzy Chaosu. Wiedzione przez Archaniołów zastępy rozbijały kolejne hufce wroga, 
ale na ich miejsce wnet ustawiały się nowe. Dowództwo sił niebieskich musiało wymyślić coś, żeby przerwać tę ciągłą dostawę mięsa armatniego z Nahtra Mon Soula.
     Michał z Rafałem, Lucyferem i Surieel siedzieli w namiocie polowym ,nad matrycą, emitującą trójwymiarowy plan ternu z zaznaczonymi miejscami stacjonowania poszczególnych jednostek.
Z daleka dobiegały odgłosy walki: wystrzały, wybuchy, nawoływania oficerów i krzyki rannych. Trzej pierwsi wyglądali jak młodzi, dostojni mężczyźni: Rafał miał krótkie loki, Michał z kolei nosił długie jasne, rozpuszczone włosy. Lucyfer miał krótką fryzurę, świetliste oblicze i bystre przenikliwe spojrzenie. W owym czasie jeszcze bez wyżartych od siarki zmarszczek i spalonej 
na czerwono skóry. Surieel jak wszystkie thon’ariel przybierała postać kobiety. Była długowłosą szatynkom o pociągłej twarzy i wielkich błyszczących oczach, z typowo kobiecą figurą: wąską talią, szerszych biodrach i długich nogach. Cała czwórka nosiła biomechaniczne pancerze, 
na które zwyczajowo zakładali szaty w kolorach swoich chórów. Michał nosił biały mentyk 
ze złotym szamerowaniem, Suri miała zarzuconą na ramię i przewiązaną pod pachą chustę w zielono błękitnych barwach tronów. Rafał przywdziewał biel i czerwień, natomiast Lucyfer ubrany miał jasny płaszcz z czerwono – błękitnymi wstawkami. 
     Kiedy wszedł Gabriel dowódcy spierali się właśnie o to, gdzie przestawić odwód.
    - Wzywaliście mnie? – spytał cherubin.
    - Ach to jest ten słynny „niszczyciel Atlantydy” – rzekła Surieel.
     Gabriel nic nie powiedział jedynie obciął wzrokiem archanioła tronów.
    - No, jesteś w końcu! – ucieszył się Lucyfer.
     Wstał i podszedł do dawnego towarzysza.
    - Chodź, coś ci pokażę – powiedział i zaciągnął Gabriela do mapy.
    - Do rzeczy – oznajmił Michał. – Jest zadanie…
    - Coś, co tylko tobie może się udać – dodał Rafał.
    - No proszę – mruknął cherubin. – Wielcy archaniołowie w końcu sobie o mnie przypomnieli…
    - No chyba nie chowasz urazy za tamto – westchnął Rafał.
    - A domyśl się! – parsknął Gabriel. – Przez te wszystkie lata walczyłem dla Wiecznego Królestwa najlepiej jak umiałem a wy co? Odsunęliście mnie od głównych sił an’hariel? 
Oszalałbym z bezczynności, gdyby nie propozycja Lucyfera. Choć szkolenie rekrutów w legionie, to nie jest szczyt moich marzeń…
    - Jesteś cherubinie jednostką skrajnie niebezpieczną – powiedziała Surieel. – Przeczytałam wiele raportów na twój temat. Chodź jestem pod wrażeniem twych osiągnięć militarnych, to skala zniszczeń, jakie siejesz jest niedopuszczalna.
    - Czasem nie ma wyjścia – parsknął Gabriel. – Jedynym możliwym rozwiązaniem jest…
    - Totalna demolka? – uśmiechnęła się thon’ariel. – Trafiłeś do rezerwy, ponieważ an’hariel nie mogli dłużej firmować twoich kolejnych wybryków.
    - Dzięki tym „wybrykom” jak je określasz w ogóle istnieje jeszcze „Wieczne Królestwo”!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz