poniedziałek, 3 lipca 2017

Anno Domini 1187

                                                                                                         Część V




     Wśród suchych krzewów i wydm panowała nocna cisza. Wokół leżało kilka ciał. An’hariel
z najeźdźcami rozprawili się „humanitarnie” wszyscy zginęli natychmiast, nikt nie musiał konać 
w męczarniach.
     W oddali majaczyły oświetlone pochodniami mury Jerozolimy. Młody lazaryta 
Fulco de Cardigean, tylko i wyłącznie dzięki interwencji sił nadprzyrodzonych uniknął śmierci 
z rąk demona – wampirzycy. W podzięce, za pomoc, postanowił założyć zgromadzenie, mające na celu pomoc ofiarom ataków demonów.
     Z czarującym uśmiechem ów młody człowiek czekał, aż Gabriel z Rafałem objawią imię                         Archanioła, który stanie się patronem zgromadzenia. 
Gabriel zeskoczył z konia i podszedł do Rafała.

- Jesteś tu z ramienia serafiatu – szepnął.
- Nie, a ty? – Popatrzył z nadzieją Rafał.
- A skąd...
- Nie dobrze – mruknął starszy z archaniołów. – Nie można bez zgody uzyskanej od Serafiatu przybywać na ziemię! Jeżeli nasze imiona pojawią się w dzisiejszych „rocznikach” to będą z tego kłopoty…




   - Bóg polecił nam, żebyś zgromadzenie swe okrzyknął imieniem świętego Michała – powiedział 
z uśmiechem Gabriel. – Albowiem Archanioł Michael jako pierwszy przewodzi wszelkim zastępom niebieskim...
      Rafael popatrzył z wyrzutem na towarzysza, ale nie pisnął słówkiem.
     - A więc niech stanie się, wola Najwyższego – oznajmił zakonnik. – Zgromadzenie,
którego będę założycielem przyjmie imię Świętego Michała Archanioła Pogromcy demonów!
     Teraz młodzieńcze weźmiesz tego konia – Gabriel wskazał wierzchowca, którego zabrał napastnikom. – Zbierzesz wszystkie bukłaki wody, które się tu poniewierają i wyruszysz na północ, do Antiochii. Tam złapiesz statek do Wenecji. Potem wyruszysz do Rzymu i tam przed obliczem papieża przedstawisz swój zamiar. 
- A Jerozlima? – Parsknął Fulco.
- Twój miecz jej nie uratuje – stwierdził Rafał. – Miasto Dawida i Salomona wejdzie pod jurysdykcję islamską. Bez względu na to, czy tu zginiesz, czy też nie.
Młodzieniec zrobił jak rozkazali Archaniołowie. Zebrał tyle wody ile się dało. Wsiadł na konia 
i ruszył na północny zachód, objeżdżając miasto. Tam znajdował się szlak, prowadzący na wybrzeże.
    Archaniołowie poczekali, aż rycerz zniknie za wydmami.
- Świętego Michała Archanioła? – Mruknął Rafał. – Już widzę, co on na to powie…
- Nie martw się – rzekł Gabriel. – Michał na pewno znajdzie jakieś wytłumaczenie, po za tym przecież jest na inspekcji w Omina All Kaloon. To całkiem dobre alibii. Nikt przecież nie odważy
się atakować przewodniczącego serafiatu przy tak wątłych poszlakach!
Rafał odwrócił się, spojrzał na towarzysza.
- Wróć ze mną Gabrielu do Wiecznego Królestwa – powiedział. – Tam będziesz bezpieczny.
- Nie przyjacielu – mruknął drugi archanioł. – Zostaję tutaj
- Po co? Nachereme odeszła, przegoniliśmy ją stąd!
- Nie sądzę. Z moich informacji wynika, że szuka materiałów dotyczących „Matrycy Genów”.
Z tego co wiem, są jedynie dwa źródła na ten temat: Pierwszym jesteśmy my, drugie znajduje
się w Jerozolimie. Jeżeli zależy jej na tych informacjach tak jak sądzę to zostanie w okolicy.
Rozejrzyj się, idzie na tą ziemię wojna, śmierć i pożoga. To idealne miejsce, do ukrycia dla wampirzycy. Będzie mogła żerować bez obaw, że ktoś zwróci baczniejszą uwagę na kolejne ciała.
- No i co z tego? Wie, że ją namierzyliśmy, nie zaufa żadnemu An’hariel.
- Tego nie byłbym taki pewien… Skoro poszukuje matrycy to raczej nie po to, żeby wstawić do gabloty z trofeami. Zechce ją pewnie otworzyć. A prócz Michała, tylko my dwaj możemy to zrobić… Jak myślisz: do którego z Archaniołów się zwróci w tej sprawie?
Rafał położył dłoń na ramieniu przyjaciela.
- Pozwól więc, że zostanę z tobą – rzekł.
- Wybacz, ale nie – mruknął Gabriel. – po pierwsze nie jest to twoja sprawa. Drugie, 
że po dzisiejszym wybryku będzie cię unikać jak ognia. Po za tym, nie mam pewności,
czy mogę ci
 ufać w kwestii Nachereme… Pokusa by ją zabić, kiedy nadarzy ci się tylko sposobność…
Może być dla ciebie zbyt silna… Nie chcę, żeby ta sprawa stanęła pomiędzy nami…
      - Ja   nie – mruknął Rafał. Spuścił wzrok w ziemię. – Dobrze, uszanuję twoją wolę – westchnął.
   Pożegnali się uściskiem. Gabriel ruszył w stronę bramy, drugi archanioł odprowadzał go wzrokiem.
      - Uważaj na siebie! – Zawołał Rafał.
     Drugi an’hariel odwrócił się popatrzył na przyjaciela.
         Zawsze uważam! – stwierdził z uśmiechem.
       - Tym razem jest inaczej! – rzekł ponuro Rafał. – Studnia czasu ukazała mi niejasną i mroczną przyszłość!
        Gabriel spochmurniał. Spuścił wzrok w ziemię. Poczuł dziwny niepokój. Rafał nigdy wcześniej, nie ingerował tak mocno w jego sprawy.
        - Co ma być to będzie – mruknął.
Pozdrowił jeszcze ręką Rafała i odszedł w stronę Jerozolim.

Koniec






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz