niedziela, 23 lipca 2017

Fragment powieści ,,Kroniki Wiecznego Królestwa"

 
     W sali odpraw pancernika „Śmiałek” odbywała się narada dowódców trzech okrętów floty an’hariel. W przestronnej mesie
z monitorami imitującymi okna 
i z wielkim stołem pośrodku, otoczonym fotelami wyposażonymi w panele sterujące do ekranów przytwierdzonych do blatu, zasiedli archaniołowie Rafał i Temiel oraz pełniący obowiązki dowódcy pancernika Nelchael. Oprócz komendantów jednostek w mesie byli oficerowie naukowi i przełożeni grup szturmowych, ochraniających poszczególne okręty.
      Powodem spotkania były ostatnie wydarzenia związane z ekspedycją na pokład „Wybrańca Gwiazd”. Zgromadzeni zapoznali się wnikliwie z analizami oraz danymi otrzymanymi 
z urządzeń skanujących.
      Głos zabrał Temiel. Archanioł przybrał postać długowłosego blondyna z jasnymi, stalowymi oczyma.
       – Moim zdaniem – rzekł – możemy jedynie czekać. Istnieje zbyt wielkie ryzyko, 
że ci, których wyślemy na pomoc tym, którzy poszli z ekspedycją ratunkową, skończą dokładnie tak samo. Michał ma głowę na karku, zdoła się z nami skontaktować, dopiero wówczas będziemy mogli podjąć jakieś kroki.

      – Jesteśmy tutaj nie po to, żeby ustalić, że nie będziemy nic robić – mruknął Rafał. – Mamy opracować plan, dzięki któremu będziemy mogli pomóc naszym na pokładzie „Wybrańca Gwiazd”. Ojciec wyraźnie to podkreśla, że jesteśmy tu po to, by się nauczyć, 
jak walczyć z Chaosem. Nie możemy bezczynnie czekać na to, aż Nahtra Mon Soula pochłonie największego wodza armii Królestwa Niebieskiego.
     – Ale tłumaczę ci – parsknął Temiel – że nic nie możemy zrobić!
     – Moi technicy – wtrącił się Nelchael – cały czas ślą wiązkę podprzestrzenną, próbując nawiązać kontakt. Nasz artylerzysta wpadł na ciekawy pomysł… Zasugerował, żeby umieścić sondę w torpedzie zamiast głowicy i wystrzelić ją w krążownik…
    – To mogłoby się udać – stwierdził Rafał. – Jeżeli sonda dostałaby się na pokład i dokonała rozpoznania, nie musiałbym iść tam w ciemno…
    – To wykluczone – rzekł Temiel. – Po pierwsze, zdalnie sterowane, samobieżne urządzenia sondujące są zbyt duże, żeby upchnąć je w głowicy torpedy, a po drugie, wybij sobie z głowy interwencję. W obecnej sytuacji nie można doprowadzić do straty kolejnego archanioła. Jesteśmy najpotężniejszymi ze wszystkich istot stworzonych przez Ojca. Nasza moc jest ogromna, wspólnie moglibyśmy stawić czoła armii Chaosu. Ale jeżeli damy się załatwić jeden po drugim w tak głupi sposób…
    – Co ty pleciesz! – mruknął Rafał. – Czy ty rozumiesz w ogóle, co do ciebie mówi Ojciec? Jesteśmy archaniołami, celem naszego istnienia jest obrona boskiego dzieła stworzenia. Naszym zadaniem jest walczyć, narażając własne życie, ze wszystkim, co zagraża Bożym planom. A ty mi tu pieprzysz o tym, że powinniśmy podwinąć ogon i wiać na Ziemię, bo nasza moc jest zbyt cenna, by tracić ją na bitwę.
    – Nie giń dzisiaj, byś mógł walczyć jutro – rzekł Temiel. – To mi powiedział Lucyfer podczas bitwy pod Feolem. Wycofaliśmy się wtedy w obliczu ogromnej przewagi wroga. Nocą przegrupowaliśmy siły. Dotarły posiłki z Michałem na czele, a rano zmietliśmy buntowników ze szczętem.
    – I to ma być porównanie do obecnej sytuacji? – pokręcił głową Rafał. – Mamy trzy w pełni sprawne okręty wojenne przeciwko kupie złomu. Dzisiaj to nasz wróg może się ewentualnie wycofywać, żeby przegrupować siły. Czyni to sprytnie, biorąc zakładników, którzy zagwarantują mu nietykalność.
   – Sugerujesz, żeby zniszczyć „Wybrańca Gwiazd”, mimo że na pokładzie są nasi?
   Nagle na całym okręcie zapaliły się niebieskie lampy. Był to jeden z kodów alarmowych, informujący o podwyższonym stanie gotowości bojowej. Wszyscy oficerowie z mesy wybiegli na mostek, gnając co sił. Po chwili stanęli na wprost ekranu głównego.
   – Co się dzieje? – zapytał Nelchael.
   – Nie mam zielonego pojęcia – stwierdził sternik. – Zdaje się, że gdzieś lecimy. „Wędrowiec” i „Łuna” potwierdziły, że mają ten sam problem.
   – Jak to lecimy? – zapytał Rafał. – Silniki manewrowe korygują kurs?
   – Bez przerwy – stwierdził sternik. – Próbowaliśmy wrócić na poprzednią pozycję, określoną względem ciał niebieskich, ale nic z tego nie wyszło! Silniki manewrowe idą pełną parą, a my podążamy w nieznanym kierunku. Zdaje się, że to „Wybraniec Gwiazd” nas gdzieś ściąga…
   Popatrzyli na główny ekran. Wrak krążownika rzeczywiście ustawiony był w taki sposób, jakby obrał kurs i zgodnie z nim podążał do centrum galaktyki.
     – „Jeden wrak” – mruknął pod nosem Temiel, przedrzeźniając Rafała. – „Mamy przewagę”, „to oni muszą się obawiać”…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz