środa, 5 lipca 2017

Pan Podziemia

                          Część VII




   Gabriel odwrócił się, popatrzył. Wielki rogaty, czerwony demon 
z czterema łapami, dwiema grubymi gadzimi nogami, długim ogonem   
i błoniastymi skrzydłami leciał wprost na świątynną wieżę. 
    - O cholera – mruknął. – Pluton do mnie!
       W mig wszyscy cherubini, przebywający na szczycie zigguratu zbili się ciasno w szyk obronny.
        Nie minęło pół minuty a Baal Zebul wylądował na najwyższym tarasie trapezoidalnej świątyni.
         Jedno trzepnięcie jego skrzydeł wywołało falę, która powaliła an’hariel. Większości udało się utrzymać na szczycie ale dwóch cherubinów zleciało 
w dół, prosto w łapy rozwścieczonych asagów.
        - Gabriel – wycedził demon, patrząc na młodego oficera. – Po raz ostatni dzisiaj 
mi nabruździłeś…
        - Ty jesteś Belzebub – mruknął pułkownik, wstając z posadzki. – Nie tak cię zapamiętałem…
        - Wiele zmieniło się od wojen Nefilimów – wyszczerzył zęby stwór. – Wówczas udawało ci się uciec, ukryć przed moimi oddziałami. Ale nie tym razem!
         Gabriel zmierzył potwora wzrokiem. Dostrzegł bezwzględność deforacji, blizny i ślady po łamaniu kości, krwawiącą głowę, w miejscu, z którego wyrastały rogi.
       - Na Ojca – powiedział wstrząśnięty. – Co ci się przydarzyło?
       - Trafiłem pod opiekę, kogoś, kto docenia moją wiedzę i umiejętności – wycedził stwór. – Mój pan – Chaos odmienił mnie nadając tę cudowną postać!
       - No faktycznie… cudo – skrzywił się Gabriel.
      Baal ruszył, namiestnik uniósł hatamak. Nawet sekundy nie zajęło stworowi przebicie przez próbujących chronić swojego dowódcę cherubinów. Dwa ciężkie miecze zafurkotały 
w rękach demona. Gabriel próbował przyjąć postawę obronną, zdawał sobie jednak sprawę 
z tego, że raczej nie zdoła się zastawić.
      Baal ciął oboma mieczami równocześnie. Cherubin odskoczył. Uchylił się jeszcze przed dwoma następnymi ciosami. Wylądował jednak na krawędzi tarasu a z dołu już wędrowały chordy niewolników Chaosu.
      Baal Zebul już miał zadać ostatnie cięcie, kiedy niespodziewanie drogę zagrodzili 
mu Szatkiel i Baradkiel. Dwaj archaniołowie legionu wpadli na potwora. 
Udało im się go odciągnąć od Gabriela. Lecz ich siły były zbyt wątłe, żeby zatrzymać rządną odwetu bestię. Baal powalił obydwu klątwą, potem dobił mieczami.
       - Nie! – Ryknął Gabriel i skoczył naprzód.
       Namiestnik wyprowadził serię cięć. W dzikim szale przedarł się przez zasłonę demona, nie dał rady przebić twardego jak zbroja cielska. Jedna z czterech wielkich szponiastych łap chwyciła go za szyję. Baal skierował oba ostrza w serce an’hariel. Już miał zadać cios, kiedy na szczyt świątynnej wieży dotarł Lucyfer. Archanioł skierował skoczka wprost na posłańca Chaosu. Maszyna runęła z impetem w demona a an’hariel zwinnie zeskoczył z pojazdu. Lucyfer ściągnął hełm i odrzucił, następnie wydobył trójząb i natarł na bestię.
      Baal puścił Gabriela i zakręcił mieczami w dłoniach.
       - Spróbuj dupku powalczyć z kimś równym tobie! – syknął wódz cherubinów.
      Lucyfer uderzył. Jego trójząb zawirował, zbijając dwa ciosy mieczy. Archanioł obrócił 
się i huknął wypowiadając modlitwę. Świetlista moc niczym piorun kulisty walnęła 
w demona. Ten przekoziołkował i zatrzymał się lewitując nad ziemią dobre kilkadziesiąt metrów za tarasem zigguratu.
       - Nic mi nie zrobisz! – warknął.
     Wyszczerzył kły i ruszył. Spadł na Lucyfera niczym strzała. Archanioł odskoczył w bok. Belzebub osiadł niemal w miejscu, obrócił się i uderzył. Lucyfer odbił oba ciosy, po czym pchnął swym trójzębem. Ostrze oparło się o grubą skórę potwora ale nie zdołało jej przebić. Baal Zebul złapał trójząb za drzewiec i przełamał, potem plunął na an’hariel jadem. Toksyna podziałała natychmiastowo. Oczy archanioła poczerwieniały. Pieczenie sprawiło, że jego ciało wygięło się w łuk.
      Lucyfer zawył z bólu.
      Demon podszedł do anioła. Ukucnął nad nim.
      - Zabicie czterech archaniołów tego waszego legionu, to było nic – powiedział. – 
Co innego ty, Michał czy Temiel… Was wyznaczył Bóg nie serafiat. Wasza śmierć 
to niepowetowana strata dla bożego planu. Bez was an’hariel są bezradni. Mogę nawet sobie zginąć. Nie szkodzi bo tak jak wy się odrodzę, będę jeszcze silniejszy…
         Nie skończył. Jego wywód przerwał kłujący ból pod lewą pachą wywołany, ostrzem hatamaka, wbitym w ciało po rękojeść, milimetry od pulsującego czerwienią serca.
        Demon zerwał się. Obejrzał. Tuż za nim stał Gabriel. To on umieścił zakrzywioną broń 
w boku potwora. Baal Zebul z wściekłością walnął cherubina. Ten wystrzelił jak z procy 
i niczym pocisk przeleciał dobrych kilka kilometrów, nim runął w piach daleko za polem bitwy.
          Zerwał się z ziemi ziggurat majaczył słabo na odległym widnokręgu. W dodatku 
od świątyni odgradzały Gabriela hordy wściekłych potworów. Mimo to ruszył pędem 
ku wieży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz