sobota, 15 lipca 2017

Pandemonium

                              Część III

      Popatrzyli w górę. Na krawędzi kanionu dostrzegli postać 

ze świetlistymi, rozwianymi skrzydłami, odzianą w złocisty pancerz i jasną tunikę.
   - Więcej was tu „przywiało”? – Zdziwił się Lucyfer.
    - Rafał? – parsknął zdziwiony Gabriel.
    Przybysz uniósł w górę ręce 
i wypowiedział modlitwę. Błękitna ściana zamigotała i niczym gilotyna wbiła się w grunt, tworząc głęboki rów na wyspie Gil'Eanor. Pomiędzy Lucyferem i Gabrielem powstała szeroka, wypełniona lawą rozpadlina. 
      Rafał zeskoczył na dół. Wylądował przed Gabrielem. Stanął pomiędzy walczącymi.
       - Co to ma znaczyć? – parsknął d'hariel – „góra” przysłała „niańkę” by ochronić „młokosa”?
      - Nie zupełnie – rzekł przybyły an'hariel – Ojcu z jakichś bliżej nieznanych mi przyczyn nadal zależy na tobie Lucyferze. Mam dopilnować, byś nie ucierpiał, szarpiąc 
się niepotrzebnie z Gabrielem.
      - Sam umiem zadbać o siebie! – powiedział oschle d'hariel. – A teraz odsuń się, 
bo do tej gnidy – wskazał drugiego archanioła – mi śpieszno.
      - Nie będziecie dziś przelewać krwi – powiedział generał niebieskich zastępów.
     - Po co się wtrącasz? – Burknął Gabriel – to sprawa pomiędzy mną a nim. Tobie 
nic do tego!

     - Mylisz się sądząc, że twoje prywatne sprawy są nadal tylko i wyłącznie twoje – stwierdził Rafał. – Jesteś teraz archaniołem. Twą powinnością jest stać u boku Ojca i wykonywać jego rozkazy.
   - Tak wiem – powiedział Gabriel. – I tak będzie... ale wpierw muszę dorwać Mefistoela...
  - Nie przyjacielu – powiedział spokojnie Rafał. – Nie ma żadnego „wpierw”. Wracamy 
do Edenu. Kiedyś przyjdzie czas, że rozliczysz się z Mefistem. Ale to nie będzie teraz. Rozumiesz?
     Gabriel zawahał się. Jego serce i wolę wciąż pochłaniała myśl o odpłaceniu znienawidzonemu d’hariel za krzywdy. Czuł żal, cierpienie, rozpacz, które w jego mniemaniu ugasić mogła jedynie krew Mefistoela. Pragnął doznać tego natychmiast. Wiedział jednak, że Rafał ma rację. On, jak pozostali an’hariel słuchać musiał woli Ojca zwłaszcza teraz, gdy stał się archaniołem. Inaczej czekał go smutny los, taki jak choćby Lucyfera.
    - On nie może tak po prostu odejść – rzekł Gabriel łamiącym głosem. – Bez żadnej kary...
    - Zaprawdę powiadam ci. To nie czas i nie miejsce – oznajmił Rafał. – A nam przydzielono inne zadania. Kiedyś policzysz się z Mefistofelesem. Puki co, mamy do zrealizowania misję. Królestwo Ziemi jest w niebezpieczeństwie. Ono i wszelkie formy życia tam zamieszkujące. Plotki głoszą, że Atlantis powstało z głębin i na nowo gnieżdżą się tam Nefilimowie. Wracamy do Arcadii przyjacielu.
    Wziął towarzysza pod ramię i ruszyli ku północy. Gabriel smętnie powłóczył nogę za nogą, wyglądał na mocno przygnębionego. Całemu zajściu przyglądał się Rokitus. Podszedł do swego pana. Obaj d'hariel odprowadzili wzrokiem archaniołów, aż ci zniknęli za horyzontem.
      - Rozumiesz coś z tego? – zapytał zdziwiony Lucyfer. – Cóż takiego mógł uczynić Mefisto Gabrielowi?
     - Czymkolwiek by to nie było, Gabriel nie chce mu odpuścić – rzekł szpieg. – 
A to dla nas znakomita wiadomość.
     - Mnie Mefisroel też zalazł za skórę. Nie chcę pozostawić przyjemności ukatrupienia 
tej zakłamanej gnidy archaniołowi – parsknął przywódca buntowników. – Wolę osobiście rozerwać na strzępy tę kreaturę!
    - Takie postępowanie określiłbym... jako nie roztropne – powiedział dyplomatycznie Rokitus. – Nasze położenie jest teraz fatalne. Ale chyba wiem, jak to można zmienić.
   - Zmienić? – Zdziwił się dowódca legionu.
  - Pomyśl tylko panie. Zesłano nas tu na zatracenie, byśmy szczeźli i zginęli ku uciesze 
tej bandy zaślepionych głupców w Edenie. Siedzą teraz w swoich pałacach wychylają kolejne puchary wina naśmiewając się z ciebie...
  - Rokitus! – Warknął Lucyfer. Chwycił poddanego za gardło. – Waż rozważnie słowa, 
by nie były twoimi ostatnimi...
   - Panie – stęknął szpieg.
   Stalowy uścisk dłoni upadłego archanioła zaciskał się na jego krtani.
   - Litości... Nie jesteś przecież żałosny... Jesteś wielki! Wiem jak im to pokazać... wiem... wiem jak możesz stać się władcą tej krainy... Potężniejszym niźli jakikolwiek inny... 
Będą się tam w Edenie ciebie bali... jak ognia... Jak nikogo innego…
   Lucyfer puścił swojego sługę.
   - Co masz na myśli? – Spytał zaciekawiony.
   - Zawładniesz całą Pandemonom – oznajmił Rokitus rozcierając gardło. – Podporządkujesz ją sobie, uczynisz swoją własnością.
   - Mów dalej – uśmiechnął się Lucyfer.
   - Tutaj, w tym miejscu – wskazał skalisty grunt wyspy Gil'Eanor zbudujemy stolicę twego imperium.
   - Jak mam tego dokonać? Z każdym dniem mój legion kurczy się a wrogów przybywa!
   - Dzięki temu, co dziś widzieliśmy – szepnął Rokitus. – Możemy z łatwością przekuć kilku wrogów, na sprzymierzeńców… Nie mam pojęcia, co Gabriel chce od Mefistofelesa, ale wiem jedno: nie popuści mu. Biedny centurion będzie potrzebował wsparcia, przymierza z kimś 
na tyle potężnym, by go mógł ochronić przed rozwścieczonym archaniołem...
  - Racja – uśmiechnął się Lucyfer – przyjdzie do mnie na kolanach, jak pies. Skamląc 
o pomoc. Legion znacznie zyska na sile, kiedy przyłączy się do niego centuria Mefistofelesa.
  - Tak, a co zrobią pozostali zbuntowani generałowie, kiedy dowiedzą się, że ten który nienawidził zwierzchności, zawsze kręcił i spiskował poddał się bezwarunkowo twojej władzy?
  - Złożą mi hołd – oczy d’hriel błysnęły.
  - Będziemy mieli wówczas armię, by podbić to miejsce, prowincja po prowincji. W nowych włościach poczynimy kolejny zaciąg a legion stanie się potężniejszy niż kiedykolwiek! Stworzymy tu wielkie imperium. Tak potężne, że Wieczne Królestwo drżeć będzie na dźwięk nazwy Pandemonium – mocarstwa, którego władcą jest cesarz Lucyfer!
  - Tak – powiedział w zadumie wódz legionu – a kiedy będę miał już to wszystko, wówczas policzę się z tymi głupimi istotkami, na nędznej „niebieskiej planetce”. Moi słudzy zstąpią na Ziemię i powiedzą humanos jak czynić zło, by Ojciec w końcu dostrzegł, jak żałosną kreaturę obdarzył swym uczuciem. A kiedy to zrozumie…
  Nie powiedział, jedynie uśmiechnął się wrednie. Oto z beznadziei wyłonił się nowy plan, który miał na zawsze zmienić stosunki panujące w trzech światach: Niebie, Piekle i Ziemi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz