niedziela, 16 lipca 2017

Fragment powieści Kroniki Wiecznego Królestwa



    Wieczorem Ewa jak zwykle 
udała się w stronę polany, tym razem jednak nie czekała na ogrodnika zbierającego niezwykłe owoce. Poszła sprawdzić, czy dziwaczne zwierzę, 
które widziała poprzedniego wieczora, nadal siedzi pod paprociami. Poczekała, aż opiekun odejdzie, a następnie cicho podkradła się do ogrodzenia.
    – Potworze – szepnęła. – Jesteś tutaj, czy tylko mi się przewidziałeś?
    – Jesstem – syknął wąż.
  Samael wypełzł z cienia liści paprotnika i zatrzymał się tuż przed barierą.
   – Gdzie nauczyłeś się mowy w naszym języku, potworze?
   – Nie jesstem potworem – rzekł wąż. – Jesstem… jednym z opiekunów – powiedział po chwili zastanowienia.
  Ewa podczołgała się bliżej siatki i dokładnie obejrzała węża.
   – Nie – odparła. – Opiekunowie wyglądają zupełnie inaczej – stwierdziła.
   – To nie jesst moja prawdziwa forma – oznajmił gad. – 
Przrzybrałem ją po to, by obsserwować zzz urkrryyccia ciebie…
   – By mnie obserwować? A po co?
   – Chchcemm poznać najjniezwyyyklejszszą issstotę we wszszechhśśświecie – odparł.
   – Kim ona jest?
   – To tyyy, głuptasssssie.
  Kobieta nieznacznie się zarumieniła. Pochlebstwo sprawiło, że nabrała nieco zaufania do tego dziwnego stworzenia. Mimo że było brzydkie, oślizłe i nieprzyjemne, wzbudzało w Ewie sympatię.
   – Ja też bym cię chciała poznać – rzekła. – Odmień się! – Kobieta przekrzywiła zalotnie głowę. – Chcę zobaczyć, kim jesteś naprawdę.
   – Nnieee mogę – wysyczał wąż. – Zzzzzapomniałem, w jaki sssposssób możżżna powrócić 
do mej prrrawdziwej possstaci.
   – Szkoda. – Ewa wzruszyła ramionami. – To powiedz w takim razie, jak wyglądasz.
   – Jessstem młodym – syknął gad – przrzyssstojnym mężżżżczyzzzzną.
   – Takim jak Adam?
   – Jessstem ssstokroć pięknieszszy aniżżzeli on.
   – Nie wierzę – pisnęła niewiasta. – Tylko tak opowiadasz, bym z tobą rozmawiała.
   – Przrzrzekonajjj sssię sssama – powiedział gad. – Zzzbliżżss sssię, dzzzziecko.
 Kobieta podejrzliwie popatrzyła na stwora.
    – Nieee bój sssię – powiedział wąż najłagodniejszym głosem, na jaki było go stać. – Dotknijjjsss tylko mego ccssssiała.
   Ewa nieśmiało wysunęła rękę. Wąż wyprężył kark do pogłaskania. Niewiasta ostrożnie trąciła palcem gada i szybko zabrała dłoń. Zwierzę nie zareagowało.
    – Widzisszszsz, to nicsss ssstraszszsznego.
    – Masz rację – uśmiechnęła się Ewa i tym razem znacznie śmielej dotknęła skóry węża. – Jesteś całkiem miły w dotyku – rzekła, gładząc walcowate cielsko gada – jak na takiego potwora.
   Urządzenie na łapie Samaela zaczęło się mienić różnymi kolorami. Był to znak, że skonstruowana przez Lewiataniela bransoleta uzyskała niezbędne do odtworzenia dawnego wyglądu upadłego an’hariel fragmenty ludzkiego DNA.
    – To terazss popatrzrzrz – powiedział wąż.
  W mgnieniu oka gad zaczął się przeobrażać. Urósł, jego kończyny ze szczątkowych kikutów zmieniły się w ręce i nogi. Jego skóra przybrała ciepły, jasny kolor. Kobieta z lekką obawą, 
ale i ciekawością przyglądała się przemianie. Po chwili leżał przed nią an’hariel, młody i piękny jak. Nieznajomy podniósł się z ziemi. Był nagi, tak jak i niewiasta.
   Naprzeciw kobiety stanął młody, dobrze zbudowany mężczyzna o czarnych, krótkich, kręconych włosach, iskrzących oczach, ciemnych niczym węgle. Miał delikatną, pociągłą twarz i skórę gładką jak niemowlę.
   – No i jak ci się podobam? – spytał dźwięcznym, aksamitnym głosem, niczym nieprzypominającym zjadliwego syku węża.
   – Mówiłeś prawdę – powiedziała Ewa. – Jak ci na imię?
  Mężczyzna podszedł do bariery i uśmiechnął się łagodnie. Próbował przekroczyć granicę terenu, po którym poruszali się an’hariel, ale zapora rozjarzyła się błękitem i nie wpuściła 
go do wnętrza ogrodu. Upadły anioł się cofnął. Był nieco zaskoczony. Szybko jednak przyjął pełną dumy i pewności siebie pozę.
   – Jestem Samael. – Ukłonił się przed niewiastą. – Chodź do mnie, moje dziecko – powiedział łagodnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz