wtorek, 18 lipca 2017

Pandemonium


   Część IV


    - Tak – powiedział w zadumie 

wódz legionu 
– a kiedy będę miał już to wszystko, wówczas policzę się z tymi głupimi istotkami, na nędznej „niebieskiej planetce”. Moi słudzy zstąpią na Ziemię 
i powiedzą humanos jak czynić zło, 
by Ojciec w końcu dostrzegł, jak żałosną kreaturę obdarzył swym uczuciem. 
A kiedy to zrozumie…
    Nie powiedział, jedynie uśmiechnął 

się wrednie. Oto z beznadziei wyłonił 
się nowy plan, który miał na zawsze zmienić stosunki panujące w trzech światach: Niebie, Piekle i Ziemi.

                 
Czas obecny:

     - Tak – mruknął władca piekieł. – udało nam się zrealizować plany.
     Rozejrzał się wokół. Plac zajmowały jego wojska. Po dziedzińcu plątały 
się podlejsze demony, stanowiące służbę 
i dworzan. Dalej stał cesarski pałac – katedra, ze strzelistymi wieżami, sklepionymi łukiem oknami witrażowymi i gzymsem, okraszonym licznymi maszkaronami.
     - Jesteś panie potężny, jak było powiedziane – rzekł minister Rokitus. – Rządzisz Pandemonium a Wieczne Królestwo drży przed twoją potęgą…

       - Nie przesadzaj z pochlebstwami – warknął Lucyfer. – W Edenie co najwyżej czują 
do mnie respekt. Doskonale zdają sobie sprawę, że jeszcze nie uzyskałem w prowincjach pełnego poparcia i tylko obecność moich legionów osłabia zapał do buntu lokalnych kniaziów…
      Nie tak miało to wyglądać! Wielmoża w prowincjach już dawno powinni uznać moją zwierzchność i poprzeć mnie i moje roszczenia o tron w Edenie. Całą energię legionu marnuję na utrzymanie porządku w Pandemonium, a gdzie tu myśleć o jakichś podbojach! Gdyby nie stacjonujące w prowincjach centurie, ci nędzni kniaziowie już dawno wypowiedzieliby mi posłuszeństwo! Gdyby nie to, Wieczne Królestwo miałoby się czego bać! A tak, „Syn Człowieczy” siedzi sobie na tronie w Omine’Ail Kaloon i śmieje się z moich słusznych aspiracji!
      - Cierpliwości panie – rzekł minister. – Eden jest wieczny i nam nie ucieknie. Puki co, będziemy nadal wzmacniać nasze wpływy wśród poszczególnych wielmożów. Ty cesarzu siłą, ja manipulacją. Wcześniej czy później przyniesie to upragniony efekt i cały obszar Pandemonium będzie czcił cię, niczym Boga.
     Władca ściągnął rękawice. Przyjrzał się swej dłoni. Nie była już tak gładka jak kiedyś. Poczerwieniała sucha i żylasta stanowiła świadectwo tego, co działo się z upadłym an’hariel, wystawionym na oddziaływanie sił rządzących Pandemoną.
    Lucyfer osadził swój rydwan, zeskoczył z niego i podszedł do muru.
    - Zwierciadło – rozkazał.
   Trójwymiarowy holoprojektor wyemitował na ścianie postać d’hariela. Cesarz ściągnął hełm i popatrzył na swe odbicie.
    Nosił długie, zaczesane do tyłu włosy i przystrzyżoną brodę. Jego cera z bladej i delikatnej zmieniła się w szaroczerwoną. Młodzieńcze niegdyś rysy twarzy zniekształciły zgrubiałe kości twarzoczaszki i nieliczne zmarszczki. Pod zaczerwienionymi oczami od dawna już gościły szaro granatowe sińce. Cesarz przypominał z wyglądu zmęczonego – ponad czterdziestoletniego mężczyznę. Nie pozostało w nim nic z dawnego wdzięku młodzieńca. Jedynie jeszcze tęczówki jego oczu zachowały siłę dawnego blasku. Ale nawet one nie były jak niegdyś błękitne, tylko fioletowe.
     - Spójrz Rokitusie, co to miejsce ze mną robi! – warknął Lucyfer. – Kiedyś nazywano 
mnie „niosącym światłość”… a teraz? Pandemonium wypala mnie od środka. Nie chcę dłużej wykazywać cierpliwości i nie mam już czasu czekać!
    Potrzebuję większej potęgi… gdybym miał siłę… chociażby tak dużą jak ta z serca Baal Zebula… Nikt nie ośmieliłby się kwestionować mojej władzy…
    - Prawda to, że moc Chaosu jest potężna – przyznał Rokitus. – Ale pamiętać należy, 
że jest też zdradliwa. Omamia, niszczy i przeciąga w otchłań szaleństwa spychając 
ku upadkowi.
Popatrz na Baala, na Samaela…
    - No i Lewiatana – wtrącił cesarz.
    - Tak, Lewiataniela też – mruknął minister. – Oni wszyscy sądzili, że Chaos ot tak, 
za darmo da im władzę i nieopisaną moc… Wszyscy upadli… oddając „wrogowi wszelkiego porządku” to, co było w nich najlepsze.
    Chaos mami potęgą a kiedy już pozwolisz przejąć mu nad sobą władzę, zabiera najdrobniejszy strzęp wolnej woli... Pozostawiając jedynie w pełni oddaną jego władzy marionetkę.
   - Mimo to nie mogę przestać myśleć o tym… klejnocie, który an’hariel strzegą w Nitrh Al Soul – uśmiechnął się Lucyfer jak na najwspanialsze wspomnienie. – Pomyśleć, że serce Baal Zebula tam jest i marnieje z całą, zawartą w nim potęgą…
    - Serce Baala zatruwa – rzekł minister. – Lepiej trzymać się od niego z daleka…
   Cesarz podbiegł do swego ministra, chwycił go pod ramię. Ruszyli ku innej części ogrodu, w miejsce dalekie od ciekawskich i z reguły źle życzących władcy uszu.
   - Pomyśl – szepnął Lucyfer. – A gdyby wymyśleć jakiś artefakt, zdolny kierować tą energią. Zyskalibyśmy broń, dzięki której nikt już nie odważyłby się podnieść ręki na imperatora… Może miałby to być miecz… albo lepiej miotacz, bądź coś bardziej niszczycielskiego.
   - Raczej biżuteria… Może naszyjnik? – Mruknął w zamyśleniu Rokitus. – Jakby obłożyć 
go potężną magią, ukierunkować, tak jak niegdyś Lewiataniel ukierunkował Behemota… Tak, to mogłoby się udać…
   - Jeszcze dzisiaj chcę zobaczyć zespół naukowy, który zajmie się tym zagadnieniem – rzekł cesarz.
   - Wybiorę najlepszych możliwych naukowców – ukłonił się minister. – Tym niemniej pozostaje inna kwestia.
   - Tak? Jaka?
   - No… musielibyśmy wykraść kryształ serca Baal Zebula Nitrh Al Soul…
   - Tym nie musisz się martwić – uśmiechnięty szeroko Lucyfer poklepał swego najwartościowszego doradcę. – Znajdź sposób, by wykorzystać energię kryształu, ja zajmę się resztą…
   -Tak panie – rzekł Rokitus.
   Minister ukłonił się i odszedł. Cesarz tym czasem patrzył na czerwoną smugę lawy, widniejącą po południowej stronie widnokręgu. Rozgrzana magma tryskała w górę i niczym fontanna spadała w dół dopełniając oceanu ognia, oblewającego większość powierzchni Pandemony. D’hariel po raz pierwszy od tysiącleci poczuł nadzieję na zmianę swego losu. Teraz pozostało czekać na efekty pracy badaczy. Ta myśl wydatnie poprawiała mu humor 
i koiła nerwy.





                                                                   KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz