sobota, 8 lipca 2017

Pan Podziemia

         Część VIII

   Tym czasem na ostatnim tarasie świątyni nadal toczyła 

się walka. Baal wpierw wyciągnął z rany hatamak. Z wściekłością złamał ostrze i cisnął 
na posadzkę. Potem ruszył 
do zwijającego się w konwulsjach Lucyfera.
      Nie dotarł, bo skutecznie powstrzymała go wystrzelona 

z rydwanu Rafała rakieta powietrze – ziemia.
          Pocisk na chwilę ogłuszył Baala. To wystarczyło, żeby Michał, Suriel, Rafał i Raguel wylądowali. Uderzyli jednocześnie modlitwą i mieczem. Potwór unikał potężnych uderzeń mocy an’hariel, bądź odbijał je zaklęciami. Opędzał się od archaniołów niczym od natrętnych much. Kolejne cięcia, które sięgały jego ciała zatrzymywała twardsza od stali skóra.
- Nic mi nie zrobicie! – parsknął z pogardą posłaniec Chaosu. – Wpierw was podzielę, potem złamię! Aż jednego po drugim, odbiorę Ojcu! To się już zaczęło!
        Wtem zerwał się Lucyfer. Wyglądało, na to, że paraliżujący czar, którym spętał go Baal przestał działać. Archanioł ominął zwodem głownię miecza potwora. Przekoziołkował, chwycił odłamane ostrze swojego trójzębu i wbił je w ranę, którą poprzednio uczynił Gabriel. Pech chciał, że to, co zostało z broni Lucyfera było za krótkie, żeby sięgnąć serca potwora. Baal chwycił archanioła i przygniótł go do ziemi. Czerwoną posokę, sączącą z rany dostrzegł Michał. Szybko skoczył naprzód i wbił swój miecz aż po jelec.
     Baal Zebul zawył, naprężył się i upadł.
     Michał widząc konającego w konwulsjach stwora już miał go dobić, kiedy powstrzymał 

go Lucyfer.

     - Czekaj! – powiedział chwytając przyjaciela za rękę. – Nie możesz go uśmiercić!
     - Niby czemu? – burknął przywódca serafinów.
     - Bo powiedział, że po śmierci się odrodzi jeszcze silniejszy.
     - Co? Jak to możliwe? – Michał popatrzył pytająco na Rafała.
     - Mówimy o wysłanniku Chaosu – wzruszył ramionami archanioł zwierzchności. –

 Tu wszystko jest możliwe…
     - Nie chcę marudzić – wtrąciła Suri. – ale jeżeli czegoś szybko nie zrobimy, to on sam skona…
    - Jest sposób – stwierdził Lucyfer. – Jeżeli wyrwiemy mu serce i uwięzimy w nim jego moc to nie umrze. Będzie żył a właściwie wegetował, bez swoich mocy!
   - Nie umiem wyrwać mu serca nie zabijając go! – powiedział Michał. – Ktoś z was potrafi?
Popatrzył po twarzach pozostałych archaniołów. Raguel wybałuszył oczy, Rafał i Suriel pokiwali przecząco głowami.
   - Ja wiem jak to zrobić – powiedział Lucyfer.
Michał popatrzył na niego zdziwiony. Dotąd wódz cherubinów nie przejawiał specjalnie chęci, do nauki nowych modlitw, czy błogosławieństw. Nim jednak zdołał cokolwiek powiedzieć. Lucyfer wepchnął się przed niego.
     - Odejdź – powiedział.
Michał cofnął się dwa kroki, uznał, że potrzeba szybkiego działania tłumaczy takie zachowanie wodza cherubinów. Tym czasem archanioł położył rękę na piersi Baala i zaczął coś niewyraźnie recytować. Robił to tak cicho, że przewodniczący serafiatu nie mógł zrozumieć słów. Nie miał nawet pewności, czy jest to ojczysta mowa an’hariel.
   Tym czasem Lucyfer coś szeptał i to skutkowało. Jego dłonie przeniknęły przez gruby pancerz demona i chwyciły czerwony kryształ. Po chwili klejnot znalazł się po za ciałem potwora. A Baal rozpoczął przemianę. Zmalał, zniknął ogon i dodatkowa para rąk. Gruba skóra zwiotczała, zbladła. Zmalały rogi. Jego wielkie cielsko wyschło uwypuklając kości. 

      Demon kaszlnął, kwęknął, potem otworzył oczy. Rozejrzał się. Wolno wstał. 
Nie przypominał już potężnej bestii, tylko jakąś chuderlawą, wyschniętą karykaturę siebie 
z wielkimi wyłupiastymi oczami.
    - Też mi „pan podziemia” – Parsknął Lucyfer. – Ty mały śmierdzący pokurczu, chciałeś rządzić Wszechświatem? Teraz to możesz co najwyżej zostać „władcą much”!
    Baal popatrzył na swoje chude łapy, cienkie nogi, sterczące, obciągnięte pożółkłą skórą żebra.
    - Nie – parsknął. – Tylko nie to!
    - Widzę, że owady zlatują się do ciebie, jak do padliny – zadrwił dowódca cherubinów.
  Baal Zebul skoczył na archanioła. Bez swojej mocy nie był dla Lucyfera żadnym wyzwaniem. An’hariel powalił go dwoma ciosami. Pokonany demon upadł i załkał.
    - Nie tak to miało być – szlochał. – Inaczej to miało wyglądać...
    - Wystarczy już – Rafał położył rękę na ramieniu Lucyfera. – Dostatecznie 

go upokorzyłeś…
   Przerażony Baal zerwał się i uciekł. Początkowo Raguel chciał ruszyć za nim, 

lecz powstrzymała go Suriel.
     - Zostaw go, nie warto – rzekła. – Bez swoich mocy, na ziemi nie zdoła się pożywić. 

W obliczu wiecznego, niezaspokojonego głodu sam do nas wróci błagając o to, żebyśmy zabrali go chociaż do Pandemony.
    - Co to była za modlitwa? – spytał Michał Lucyfera.
    - Taka tam… Poznałem ją przypadkiem – stwierdził archanioł chóru cherubinów. – Nauczę jej was, jak będziecie chcieli...
   - Później – powiedział przewodniczący serafiatu. – Wpierw trzeba zrobić coś z tym sercem.
  Wskazał na jarzący czerwienią klejnot w ręku Lucyfera.
   - Myślę, że exerysalit będzie dobry – powiedział Gabriel.
  Cherubin dotarł na szczyt. W jednej dłoni trzymał zbroczony czarną krwią, zdobyczny miecz, w drugiej miał ozdobną szkatułkę, w jakiej, an’hariel zwykli chować serca poległych.
   - Gabryś! – Zawołał dowódca cherubinów. – Bałem się, że Baal cię mocno poturbował!
   - Jak widać to nie taka prosta sprawa – mruknął Raguel.
   - Szczerze mówiąc to samo myślałem o tobie – stwierdził namiestnik zastępu stołecznego wskazując szkatułkę. – bałem się, że już po tobie…
   Gabriel otworzył exerysalit. Lucyfer umieścił wewnątrz serce Baala. Młodszy cherubin zatrzasnął wieko.
   - Strzeż go jak oka w głowie – powiedział Michał. – W tym krysztale kryje się cała moc posłańca Chaosu.
   Gabriel obejrzał szkatułkę, lekko nią potrząsnął.
  - Czuję, że przez jej zawartość możemy mieć jeszcze niezłą drakę – stwierdził. – Trzeba będzie dobrze ją ukryć, żeby nie wpadła w niepowołane ręce…
  - Pojedzie z nami do Thill’All Enderen – stwierdził Michał. – Serafiat zdecyduje o jej losie.
  Suriel stanęła przy krawędzi zigguratu. Popatrzyła na obszerną równinę, zalaną walczącymi wojskami. Widziała Mefistoela na czele swojego chóru, dziesiątkującego wrogów, Temiela 

w oddali ścigającego po niebie z eskadrą rydwanów latające monstra Chaosu. Oliviera 
i Rimmona, dowodzących legionistami, którzy dorzynali ostatnich niedobitków spośród lotanów. Ciemne moce z Nahtra Mon Soula były w odwrocie. Wciąż jednak stawiały zaciekły opór siłom an’hariel.
    - Nie wybijemy wszystkich – powiedział do trona Raguel.
    - Nie możemy zostawić ich na ziemi – westchnęła Suri. – Stanowią zbyt duże zagrożenie dla człowieka.
    - Na szczęście jesteśmy pod bramą Arcadii – wtrącił Rafał. – Wykorzystajmy moc naszej wspólnej modlitwy i ściągnijmy ich do Thill All Enderen. Wiem jak sprawić, żeby wylądowali prosto w Pandemonie! Rozprawimy się z nimi później, kiedy echa obecnej wojny przeminą.
    - Nie jestem pewien, czy wysyłanie tych istot do miejsca zesłania innych demonów jest dobrym pomysłem – mruknął Michał. – Dopiero co, po poprzednich wojnach ustabilizował się ustrój tamtejszych państw – miast. Pojawienie się nowych sił w krainie lawy i siarki znowu zdestabilizuje region.
    - No i co z tego? – wzruszył ramionami Lucyfer. – Destabilizacja sił w Pandemonie 

jest nam na rękę. Ilekroć tamci się jednoczą to zaraz rusza jakaś wyprawa na podbój Tartaru. Nie ma szans by, Wieczne Królestwo nawiązało z tym obszarem jakiekolwiek stosunki dyplomatyczne. A jeżeli piekło się zjednoczy, zacznie zagrażać Edenowi. Po za tym sprawa ziemi jest teraz priorytetem.
    Michał nic nie powiedział. Popatrzył jedynie na pozostałych.
   - On ma rację – stwierdziła thon’ariel. – Kończy nam się czas, wkrótce niedobitki armii Chaosu opuszczą ziemię Szinear. Nawet portal Arcadii nie posiada takiej mocy, żeby ściągnąć ich z po za granic tej krainy…
    Pięciu archaniołów: Rafał, Michał, Suriel, Lucyfer i Raguel stało w okręgu, na szczycie wieży świątynnej, stanowiącej pomost do bram niebios. Klęknęli i rozpoczęli recytację modlitwy. Ich dźwięczne pełne uczucia słowa wpierw wywołały świetlisty krąg. Potem błękitna energia, wystrzeliła zeń wprost do nieba. W górze powstał błękitny wir. Był to portal do Thill’All Enderen.
     Archaniołowie rozpoczęli recytację kolejnej modlitwy. Ta zmieniła sługi Chaosu 

w czerwone obłoki energii. Po chwili wszystkie jaskrawo szkarłatne skupiska mocy zostały wessane przez bramę Arcadii do wymiaru an’hariel.
    Portal zniknął. Archaniołowie wstali. Stanęli na krawędzi tarasu i obejrzeli pobojowisko.
    - Czas wracać do domu – powiedział Michał. – Zabierzemy wszystkich archaniołów.
    - A co z obroną ziemi? – mruknęła Suri.
    - Wojska ziemskie zostawimy tutaj – stwierdził Rafał. – Przez kilka dni świat 

się nie zawali.
   Do wieczora trwało sprzątanie pobojowiska. An’hariel zebrali resztki tego, co pozostało 

z żołnierzy chaosu i pochowali wraz z rynsztunkiem w kurhanie na wschodnim brzegu rzeki Chiddekel. Potem legion opuścił ziemię. Wraz z nim do Edenu – stolicy Wiecznego Królestwa wyruszyli ziemscy archaniołowie. Towarzyszyły im jedynie zastępy reprezentacyjne chórów, które miały wziąć udział w wielkiej paradzie.
   Wracając do domu liczyli na to, że okraszone defiladą wojsk święto stanowić będzie zakończenie, trwającego od ponad 150 tysiącleci okresu wojen. Nie zdawali sobie sprawy, 

że została przed nimi jeszcze jedna, ta najgorsza – domowa. Później historycy Edenu nazwą ją „ wielką wojną archaniołów”, albowiem, po raz pierwszy i jedyny w historii, przedstawiciele chóru dowódców armii niebieskiej staną przeciwko sobie w walce o tron Wiecznego Królestwa.



                                                            Koniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz