wtorek, 11 lipca 2017

Pandemonium

                 Część II

         Wysłaniec niebios siedział 
na bazaltowej, kamiennej półce parę metrów wyżej. Miał na sobie czarny, dewerytowy pancerz z niebieskimi wstawkami. Zasłona hełmu zakrywała jego twarz. Wstał, dobył miecza, rozwinął swe błękitne skrzydła, które zafalowały w rozgrzanym powietrzu. Wyciągnął dłoń do przodu, w stronę wielkiego, bazaltowego bloku, zwisającego nad doliną.
         - A'Eliom An Imoen! – wypowiedział modlitwę.
       Świetlista błyskawica uderzyła z łoskotem w kamienną półkę, odrywając ją od podłoża. Skała runęła w dolinę wraz ze stertą innych głazów, blokując przejście. Zawał odgrodził Lucyfera od legionistów.
          - No, trochę czasu im zajmie sforsowanie tej przeszkody – rzekł zadowolony z siebie an'hariel. – Mamy teraz chwilkę na to, by spokojnie porozmawiać…
        Zeskoczył w dół. Wylądował parę metrów przed Lucyferem. Przełączył pokrętło 
na hełmie. Ten złożył się automatycznie. Chwycił rękojeść miecza oburącz i przyjął postawę.
          - Proszę, proszę – parsknął z krzywym uśmieszkiem d'hariel – toż to dawny dowódca mej gwardii przybocznej! Widzę, że robisz karierę na mojej klęsce.
          - Kopę lat Lucyferze – rzekł Gabriel. – Nie powiem, bym się cieszył, że cię widzę...
          - Czego chcesz?
          - Od ciebie właściwie niczego – archanioł postawił miecz na ziemi i wsparł 
się na rękojeści. – Szukam twojego byłego centuriona. Podobno kręci się po okolicy...
          - Mefista? – Zdziwił się d'hariel – a czego ty chcesz od niego?
          - Czy to ważne? O ile się nie mylę, ty też go poszukujesz. Może... moglibyśmy pomóc sobie wzajemnie...
         - O nie mój drogi – warknął Lucyfer. – Może poszedłbym na układ z Rafałem, bądź 
z Remielem, ale nie z tobą! Już raz srodze mnie zawiodłeś! Pamiętasz? Zgubiłeś mnie „przyjacielu”!
        - Nie Lucyferze – parsknął Gabriel. – Sam się zgubiłeś. Nie przerzucaj na mnie odpowiedzialności za własne błędy – położył miecz płazem na ramieniu – 
nie po to tu przyszedłem, żeby wspominać dawne czasy – rzekł. – Nie mam nic do ciebie. Skoro nie chcesz mej pomocy... Myślę, że najlepiej będzie, jeżeli każdy z nas ruszy w swoją stronę...
        - A ja do ciebie mam wiele – warknął d'hariel – zdrajco! Zdrajco! Ty cholerny zdrajco! Byłeś dla mnie przyjacielem, bratem i powiernikiem! Żadnego an'hariel nie miłowałem 
tak jak ciebie!
      Trójząb zafurkotał, Lucyfer przygotował się do ataku.
       - W Edenie byłeś daleko poza moim zasięgiem. Ale jesteś na tyle głupi, by przyleźć 
do Pandemony. Nie pozwolę ci tak po prostu odejść, kiedy już sam wepchnąłeś się w moje ręce – rzekł. – Zapłacisz mi teraz za wszystko głupi gnojku!
      Gabriel chwycił oburącz rękojeść miecza, przyjął postawę i wysunął ostrze przed siebie. D'hariel wyprowadził trzy szybkie pchnięcia. Archanioł przed pierwszym się uchylił, następne odbił, ostatnie sparował klingą, potem zadał błyskawiczne cięcie z góry. Lucyfer zastawił się ostrzem trójzębu. An'hariel zamarkował odwrót, po czym 
obrócił się i gwałtownie ciął z dołu. Głownia miecza zatrzymała się z tyłu na drążku trójzębu. Dwaj przeciwnicy mocowali się w zwarciu. 
         - Nie pokonasz mnie szczeniaku – parsknął d'hariel – nie zaskoczysz. 
W końcu to ode mnie nauczyłeś się wszystkiego co umiesz. Znam te twoje sztuczki.
       Gabriel wyrwał się z klinczu, zamarkował pchnięcie, po czym ciął z góry. Lucyfer sparował styliskiem ostrze miecza. Archanioł zrobił obrót i uderzył celnie z łokcia w twarz przeciwnika. Upadły anioł zatoczył się, z trudem utrzymując równowagę. Z rozciętej wargi poleciała krew.
       - Poznałem kilka nowych – uśmiechnął się krzywo Gabriel.
     Lucyfer dotknął palcami rany. Wściekł się widząc szkarłatną posokę. Zaklął parszywie, splunął i uderzył na przeciwnika.
     Wywinął młynek, potem pchnął w gardło. archanioł odchylił się w tył. Następne trzy ciosy sparował klingą. Przed czwartym, mierzonym w serce przekoziołkował. Wstał błyskawicznie 
i ciął z półobrotu. Zaskoczony d'hariel z najwyższym trudem zdołał sparować cięcie. Odskoczył do tyłu.
        - Smaż się – warknął i wypowiedział zaklęcie.
      Czerwony, ognisty wir uderzył w Gabriela. An'hariel zatoczył dłonią w powietrzu krąg. Pojawiła się przed nim błękitna świetlista tarcza. Ognisty wicher dął topiąc okoliczne skały, na szczęście zapora, stworzona przez archanioła doskonale go ochroniła przed zabójczym podmuchem.
      Gabriel zapierając się nogami brnął naprzód, w kierunku przeciwnika.
       - Nie jestem już zwykłym cherubinem – rzekł. – Teraz posiadam wystarczająco mocy, 
by cię zniszczyć!
      Lucyfer opierał się z całej siły, mimo to dystans pomiędzy nim a Gabrielem nieustannie malał. Masa energii jaką wytwarzali przeciwnicy gęstniała w miarę, jak archanioł zbliżał 
się do d'hariela. Obaj jednocześnie wypowiedzieli formuły, jeden modlitwy, drugi zaklęcia. Dwa strumienie świetlistych mocy: błękitna an'hariel i szkarłatna d'hariel zderzyły 
się ze sobą wywołując silny wybuch. Eksplozja odrzuciła obydwu rywali. Gabriela podmuch cisnął w głąb kanionu, Lucyfer uderzył w osuwisko, blokujące przejście.
       Obydwaj zerwali się na równe nogi i skoczyli ku sobie.
        - I co cwaniaczku – warknął archanioł. – Nie idzie ci już tak łatwo jak kiedyś!
       Zwarli się. Stal dźwięczała przy każdym złożeniu. Oręż furkotał w ich dłoniach 
ze świstem. Nastąpiła błyskawiczna wymiana cięć. Raz jeden nacierał, to znowu drugi wyprowadzał szybkie, kąśliwe sztychy. W końcu odskoczyli do tyłu.
        Już mieli ruszyć ponownie naprzód, kiedy niespodziewanie wyrosła pomiędzy nimi przeźroczysta ściana, błękitnej energii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz