sobota, 8 lipca 2017

Komturia Królowej Maud



                                               Część III
























 Rycerze popatrzyli jeden na drugiego. Znali to imię i wiedzieli, że nie wróży nic dobrego.
    Zamki magnetyczne komory hibernacyjnej zostały zwolnione. Wieko uniosło się.
Z wnętrza wyciekła mglista para, zakrywając całe ambulatorium.
    - Wynosimy się! – Zawołał komtur i wdusił przycisk alarmu.
    Wszyscy rycerze skoczyli w kierunku drzwi. Ostatni wyszedł Dovlencraft. Konrad wpisał kod
i metalowa przegroda opadła, odcinając pomieszczenie.
    Balotelli podszedł do słupa podtrzymującego sklepienie. Znajdowała się na nim niewielka skrzynka o przekątnej piętnastu cali. Otworzył ją. Wewnątrz była dotykowa matryca, podłączona 
do kamer we wszystkich ambulatoriach. Fabio wybrał to z sarkofagiem i powiększył obraz. Konrad, Zygfryd, Piotr i Antonio stanęli za oficerem naukowym. Przez jego ramię zerkali w monitor.
   Obraz był słaby. Wydobywająca się z komory kriogenicznej para ograniczała mocno widoczność. Na kiepskiej jakości monitorze rycerze zobaczyli jak Lilith wstaje, a właściwie jakaś siła podnosi 
ją w wyprostowanej pozycji z komory. Była naga, mimo kiepskiej jakości obrazu, zaobserwować można było jej zgrabne kształty. Widok z kamerki uniemożliwiał identyfikację rysów twarzy. Widać było jedynie, że ma długie, kręcone włosy.

     - Nie wygląda jakoś strasznie – stwierdził Antonio. – Na oko…
     - Bo kobiece demony mamią pożółkłą skórą i parchami – mruknął Wierzbicki. – Poczytaj sobie 
o obronie Jerozolimy i mordującym wojowników demonie imieniem Nachereme.
     - No ona ma czym kusić – stwierdził Konrad. – I wie jak to się robić…
     - Kto Lilith? – Spytał de La Pena.
     - Nie Nachereme – powiedział Dovlencraft. – Nasz komtur miał okazję spotkać ją osobiście.
     - Mamy tu kryzys a wam tylko dupy w głowie – burknął Wierzbicki.
     - Nie dupy tylko kobiece demony – oznajmił Balotelli.
     - Twoje dewiacje w ogóle mnie nie obchodzą! – stwierdził snajper.
     - Czekajcie! Co ona robi? – Przerwał dyskusję Dovlencraft.
    Kobieta na ekranie monitora podeszła do drzwi i położyła na nich dłonie. Nagle stalowe wrota, odgradzające ambulatorium zgrzytnęły. Wszyscy z grozą spojrzeli na przegrodę. Metal trzeszczał. Grube nity spajające blachę zaczęły odpadać, jeden po drugim.
    Wartownicy stanęli frontem do drzwi z bronią gotową do strzału. Nagle dwódziestocentymetrowa stal pancerna pękła, niczym aluminiowa puszka po napoju. Wszystkich, znajdujących 
się na korytarzu rycerzy zwaliła z nóg niewidzialna siła. Przez otwór wyjrzała Lilith. Nim ktokolwiek zareagował wydostała się na zewnątrz. Ochroniarze próbowali strzelać, ciąć mieczem lecz kobieta poruszała się dla nich za szybko. Nawet jeżeli któryś pocisk sięgnął jej ciała to nie czynił większej szkody.
     Vallenvart odruchowo chciał chwycić za miecz. Przypomniał sobie, że zostawił swój w dyżurce, zresztą jak i pozostali rycerze, przebywający w ambulatorium.
     - Osłaniajcie mnie! – Zawołał.
    Zerwał się z podłogi i pognał w stronę kanciapy oficera dyżurnego. Tym czasem Dovlencraft 
i Wierzbicki złapali miecze powalonych wartowników i zaatakowali Lilith. Uderzyli z dwóch stron. Naprzemiennie wymierzali cięcia. Kobieta sprawnie unikała ciosów próbując przy okazji chwycić któregoś z napastników. Taktyka, jaką stosowali dwaj doświadczeni rycerze przez pewien czas skutecznie jej to uniemożliwiała.
    W końcu udało jej się trafić Wierzbickiego. Zakonnik przeleciał dobre cztery metry nim runął 
na ścianę. Lilith następnie chwyciła nadgarstek Dovlencrafta i wykręciła mu z ręki miecz. Zygfryd spojrzał w jej w oczy. Nie było w nich źrenic, jedynie biała, nienaturalna pustka. Kobieta wyszczerzyła kły.
      - Puść go! – Warknął Vallenvart.
     Szedł śmiało naprzód, w dłoniach trzymał swój miecz. Jego głownia zalśniła błękitnym blaskiem. Światło osłabiało Lilith. Kobieta puściła porucznika i wolno cofała się w stronę wyjścia z bunkra.
      - Moc Archaniołów! – Warknęła nieludzkim demonicznym głosem. – Skąd nędzny człowieczku wziąłeś to ostrze? Który z tych świętoszkowatych gnojków ci go konsekrował? Michał? Może Lucyfer? Bo raczej nie Rafał…
      - Lucyfer nie jest przecież Archaniołem – stwierdził de La Pena.
      - Ale był – powiedział Balotelli. – Został strącony do piekła, ale zdaje się, że ona o tym nie wie, bo była zahibernowana…
Demon skierował swój wzrok na oficera naukowego. Najwyraźniej usłyszał słowa Fabia.
      - Poddaj się i ukorz przed mocą tego oręża! – Zawołał Konrad. – W Almeryt tchnął siłę gubiącą demony sam Archanioł Gabriel!
      - Co? Gabryś został Archaniołem? – Zdziwiła się Lilith. – Lucyfera zesłali do Pandemony… Dużo się zmieniło, kiedy spałam… Hetmana… wiadomo ci coś na temat Anun’Naka o tym imieniu?
Zmieniła się. Jej szara cera, nabrała rumieńców. W bladych oczach błysnęły ciemne jak węgle źrenice.
    Konrad kiedyś usłyszał już to imię, a raczej tytuł bardzo podobnie brzmiący.
      - Jakiś czas temu, w Karpatach – powiedział – spotkałem mężczyznę, którego zwali „hetmanem”… W istocie, wspomniał on twoje imię… Po zwolnieniu z „wieczystej służby” chciał odnaleźć ukochaną...
      - Szuka mnie? – Spytała z nadzieją.
   W niczym już nie przypominał demona, jej długie, czarne loki opadały co i rusz figlarnie na twarz, ciemne oczy wyrażały tęsknotę. Co ciekawe błękitna moc miecza zdawała się w tym momencie wcale jej nie szkodzić. Lilith przesłoniła jedną ręką biust, drugą zakryła łono.
   Wierzbicki zerwał się z podłogi, chwycił jeden z poniewierających się kałasznikowów ochroniarzy i wymierzył do dziewczyny. To samo zrobił de La Pena. Dovlencraft wziął miecz i stanął u boku komtura.
     - Nie zabiję was – powiedziała Lilith dźwięcznym kobiecym głosem. – Powiedzcie tylko gdzie   są te „Karpaty”!
   Zakonnicy już szykowali się do ataku, kiedy gestem ręki powstrzymał ich Vallenvart.
     - W Europie Środkowej – powiedział. – Ale tam już go nie znajdziesz…
   Dziewczyna wyraźnie się zmartwiła. Nie wyglądała już groźnie. Mimo to komtur kurczowo zaciskał dłonie na gotowym do zadania ciosu mieczu. Rozsądek nakazywał mu ostrożność. Kobiece demony świetnie potrafiły zagrać uczucia, tak, by wzbudzać u mężczyzn litość i chęć pomocy. Intuicja jednak podpowiadała Vallenvartovi, że to co widzi jest szczere. Dlatego postanowił podzielić się tym co wie.
     - Hetman otrzymał od an’hariel koordynaty miejsca, gdzie widziano cię po raz ostatni… 
To wszystko, co wiem…
    Lilith obejrzała się. Z tyłu dostrzegła biurko, przy którym stał wieszak z zimowym habitem pomocnika oficera dyżurnego. Za nim były schody do góry i stalowe drzwi.
    Kobieta błyskawicznie skoczyła w głąb korytarza. Vallenvart nawet nie widział jak dobiegła 
do biurka. Z wieszaka zdjęła okrycie i założyła na nagie ciało.
    Następnie w sposób niezauważalny dla ludzkiego oka przeniosła się pod drzwi, prowadzące  
na zewnątrz kompleksu. Jej twarz stała się na powrót szara a oczy zblakły i błysnęły złowrogo.
     Położyła dłonie na pancernych drzwiach i rozsadziła tak, jak poprzednio wrota w ambulatorium. Potem zniknęła wśród śniegów Antarktydy.
     Konrad z Zygfrydem jeszcze dłuższą chwilę pilnowali zniszczonego wejścia. Dopiero, kiedy Almeryt przestał lśnić odetchnęli z ulgą.
     Komtur opuścił miecz. Odwrócił się i rozejrzał. W korytarzu było trochę zniszczeń. Rozpruta gródź wyrwana szafka uszkodzony filar. Balotelli, de La Pena i Wierzbicki sprawdzili 
stan powalonych wartowników.
     - Żyją – zameldował Fabio. – Nie doznali poważniejszych urazów. Kilka stłuczeń, wstrząśnienia mózgu w dwóch przypadkach możliwe złamanie.
     - Dlaczego jej nie zabiłeś, kiedy okazała słabość? – Spytał Dovlencraft.
     - Ponieważ w wojnie pomiędzy światłością Eden a mrokiem Pandemonium zdarzają się odcienie szarości – stwierdził komtur. – Zdaje się, że Lilith może być jednym z nich…
     - Tak, ja też to dostrzegłem – wtrącił Fabio. – Widzieliście co się działo kiedy mówiła o tym… hetmanie.
     - Wygląda na to, że Lilith została przeklęta i jest ktoś, kto może tę klątwę usunąć – powiedział 
w zamyśleniu Konrad. – Połączcie mnie z archiwum w Valletcie – dodał po chwili. – Może Totti 
w starodrukach znajdzie coś więcej…





                                                                              Koniec




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz